sty 02 2009

Rozdział IV


Komentarze: 0

Las wyglądał bardzo strasznie w nocy/. Długie smukłe drzewa sprawiały wrażenie żywych. Łamiące się pod nogami patyki roznosiły echo po całej okolicy. Wszędzie panowała pusta ciemność. Słychać było tylko jęki, wycia. Jedyne światło, co jakiś czas dawał księżyc przebijający się przez gęsto rozłożone liście rosnące wysoko na koronach drzew.

  Czwórka przyjaciół szła niepewnym krokiem. Każdy rozglądał się na wszystkie strony. Bali się. Ich niespokojny i nierówny oddech słychać w najbliższej okolicy. Ale nie mogli już zawrócić. Zaszli za daleko. Chcieli tylko, aby droga była bezpieczna. Po pewnym, czasie, gdy już byli dość daleko od skraju lasu Shtym wyciągnął pochodnie z worka i rozpalił ogień o krzesiwo. Teraz droga stała się bardziej widoczna jeden nie mniej straszna niż wtedy, kiedy szli na ślepo.

  Ale nie wolno było się zatrzymać. Cała czwórka szła przez las a widok w ogóle się nie zmieniał. Te same straszne drzewa, ten sam księżyc i ta sama droga. Jednak nie wszystko było takie same. Wokół nich dało się usłyszeć jakieś dziwne dźwięki. Jakby ktoś za nimi szedł. Każdy myślał, ze to tylko wytwór ich wyobraźnie jednak wcale tak nie było. Wszystkich zamurowało, kiedy ujrzeli mnóstwo małych świecących oczu patrzących na nich z każdej strony. I nagle cichy chichot. Na oczach całej czwórki pojawiło się kilkanaście małych, ohydnych stworków, Były brzydkie, łyse i wychudzone, Miały powyginane usta i nosy. Były zgarbione a każdy trzymał w ręku jakiś kij lub kamień.

 - Gobliny. Pojedynczo nie stanowią zagrożenia, ale w grupie mogą być nie bezpieczne - Szepnął Shtym bardzo cicho

 - Grupie?! Ich tu jest ze dwadzieścia – Powiedział niespokojnym, drżącym głosem Elveron

 - Na Trzy – Przerwał rozmowę Rithior chwytając za rękojeść swojego miecza – Raz – Wszyscy stanęli w gotowości – Dwa... Trzy – Krzyknął

  Cała czwórka wyciągnęła swój oręż. Rozległ się głośny świst. I ruszyli na przód. Stworzenia przestraszyły się nagłego ataku ich potencjalnej ofiary jednak szybko również zaczęły atakować..

  Sanjuro ruszył najszybciej machnął mieczem z taką precyzją, że głowa jednego z goblinów zleciała bezwładnie na ziemie. Chłopak zrobił jeden pełny obrót i próbował uderzyć kolejne stworzenie jednak te odsunęło się. Nagle zobaczył lecący w jego stronę kamień. Nie zdążył go uniknąć. Oberwał prosto w klatkę piersiową. Po sekundzie zaczęło go atakować kilka stworzeń. Dostał mocny cios kijem w plecy, ale udało mu się dźgnąć mocno Goblina będącego przed nim. Szybko wyciągnął ostrze z brzucha potwora i zaczął machać mieczem na oślep. Został trafiony po raz kolejny tym razem w twarz. Krew wypłynęła z nosa bardzo szybko jednak Sanjuro cały czas trzymał się na nogach.

  Obok walczył Elveron. Kiedy doskoczył do pierwszego Goblina dostał kamieniem w plecy. Stracił równowagę i upadł na kolano. Jednak musiał walczyć. Sztyletem odgonił znajdujące się najbliżej stworzenie i rzucił się w szale na pierwszego z brzegu wbijając mu ostrze swego sztyletu w głowę. Sztylet wbił się jak w masło jednak nie chciał wyjść. Po chwili siłowania się wyciągnął smukłe ostrz, lecz od razu dostał kijem u skroń. Upadł

  Shtym poradził sobie trochę lepiej. Uderzywszy pierwsze stworzenie pochodnią w twarz od razu ściął z nóg następne mieczem. Cofnął się kilka kroków i zaczął biec. Szarża podziałała wbiegł w jednego Goblina z mieczem wyciągniętym do przodu tamten nie miał szans. Jednak biegnąc nie mógł się rozejrzeć od razu, gdy się odwrócił dostał kamieniem prosto w policzek. Ból był nie do zniesienia. Shtym nie był w stanie bronić się dalej przed tyloma gobelinami naraz. Powoli cofał się do tyłu i nagle jeden z potworów, które miał za plecami trafił go kijem prosto w łopatki. Cios rozerwał koszule i skórę na plecach. Ale Shtym nie upadł. Trzymał się dzielnie.

  Rithior zaś miał inną taktykę. Czekał aż przeciwnicy podejdą sami. Po chwili tak się stało. Najpierw jeden. Szedł z kijem uniesionym w górze. Rithior cofał się aż do drzew, aby żaden nie mógł go zajść od tyłu. Goblin zaatakował. Rithior bez problemu zablokował lecący na jego twarz kij i w kontrataku zabił bestie jednym cięciem. Potem jednak nie było tak łatwo. Przybiegły dwa stworzenia. Jedno od razu zaatakowało. Rithior odsunął się lekko i szybkim ruchem, samą końcówką miecza przejechał po szyi Goblina. Lecz tym czasem drugi potwór rzucił się Rithiorowi na rękę, w której trzymał ostrze i wgryzł się w nią bardzo mocno. Chłopaka sparaliżowało. Upuścił miecz i próbował wyrwać się z uścisku okropnych szczęk Goblina jednak bezskutecznie.

 Goblinów było już dwa razy mniej. Jednak wojownicy też odnieśli spore rany. Jednak musieli wziąć się w garść. Nie chcieli przecież być zjedzeni przez stado małych, plugawych potworków

  Shtym widząc całą sytuacje szybko ruszył w stronę Rithiora krzyczącego przeraźliwie. Nie patrzył na Gobliny stojące przed nim. Kiedy już był wystarczająco blisko wbił swój miecz w głowę potwora jednak sam oberwał kamieniem dosyć mocno. Rithior odetchnął z ulgą jednak ręka bardzo krwawiła. Ale nie mógł tak stać i patrzeć się jak jego towarzysze walczą. Chwycił miecz w lewą dłoń i dźgnął najbliższego Goblina, tak, że ten padł od razu

  Elveron zaczął turlać się w prawo. Chciał unikać ciosów. Kilku jednak nie zdołał. W końcu był na tyle blisko jednego ze stworzeń, że udało mu się je podciąć. Gdy Goblin upadł chłopak rzucił się na niego miażdżąc mu łokciem krtań. Jednak, kiedy leżał na stworzeniu. Dwa inne rzuciły się na niego i zaczęły okładać go kijami. Elveron padł na ziemie nie przytomny. Miał liczne rany. A potwory cały czas go biły.

  Sanjuro widząc, co się dzieje z Elveronem szybko ukatrupił jedno stworzenie, które blokowało mu dostęp do rannego przyjaciela. Rozerwał mu mieczem cieniutkie żebra i płuca. Chłopak przebił plecy pierwszego Goblina tłukącego Elverona a drugiego kopnął tak, ze tamten odleciał kilka metrów i doskoczywszy szybko do niego przybił go ostrzem do ziemi. Wiedział, ze ranny zaraz może zginąć, więc rzucił się do tyłu i zaczął osłaniać własnym ciałem Elverona. Dostał kilka razy kamieniem jednak ból był do przetrzymania.

  Została już niewielka garstka goblinów na dodatek porozrzucanych po gdzieś daleko od siebie. Już nic nie stało na przeszkodzie, aby to zakończyć. Rithior wraz ze Shtymem ruszyli w stronę stworzeń. Zabijali je jedno po drugim. Aż w końcu wszystkie Gobliny padły i cała czwórka uszła z życiem.

  W ten oto sposób znaleźli się na środku lasu, ranni pośród śmierdzących goblinich zwłok. Elveron był ledwo żywy, Sanjuro Shtym mocno oberwali a Rithior nie mógł ruszać prawą ręką. Musieli liczyć na cud. Nie mogli iść dalej. Musieli tu spędzić resztę nocy.

 - Rozpalę gdzieś tu ognisko. Wilki boją się ognia a następnego stada goblinów raczej już nie spotkamy – Rzekł Shtym poczym ledwo wstał i zaczął zbierać suche gałęzie. Elveron leżał cały we krwi. Sanjuro też stracił przytomność. Rithior zaś zerwał rękaw ze swej koszuli i zrobił sobie ucisk na ręce, aby się nie wykrwawić

  Po kilku chwilach wrócił Shtym i rozpalił ogień. Zrobiło się dosyć jasno i już wszystko bez problemu można było zobaczyć. Shtym doszedł do nieprzytomnych towarzyszy i podał im jakieś leki. Nagle odezwał się Rithior

 - I co teraz?

 - Nie wiem musimy poczekać do rana..

 - A co jak nas zaatakują?

 - To zapewne zginiemy, dlatego to nie może się stać. A jak twoja ręka?

 - Boli, ale dam rade. Ty też trochę oberwałeś.

 - Chyba jak każdy. I pomyśleć, ze teraz mogliśmy siedzieć sobie w obozie. Może zrobiliśmy błąd, ze uciekliśmy

 - Nawet jak tak to, co. Nie przyjmą nas już powrotem. Nie licz na to. Teraz trzeba szybko iść do miasta

 - Jeśli jutro przed południem wyjdziemy z lasu to będziemy już bezpieczni. Dalej rozciągają się tylko wyżynne pola.

 - mam nadzieje.

  Rithiorowi zakręciło się lekko w głowie bardzo bolała go ręka. Powoli tracić świadomość. Zamknął oczy. Padł nie przytomny na ziemie. Shtym zaś rozejrzał się po raz ostatni czy niczego nie ma w okolicy. Kiedy nic nie dostrzegł położył się i zasnął.

kowal11zodiak    zzz  
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz