sty 05 2009

Rozdział VI


Komentarze: 1

Na podróżników padł ogromny cień, który rzucał wielki kamienny mur otaczający całe miasto. Jednak droga, którą szli chłopcy prowadziła do dość sporej zakratowanej bramy poprzedzonej małym kamiennym mostkiem. Przed wejściem stało dwóch mężczyzn ubranych w lekkie szaro czerwone pancerze okrywające ich masywnej budowy ciała. Obaj byli łysi i każdy z nich dzierżył w ręku oręż.

  Podróżnicy niepewnie zbliżali się do bramy. Nie wiedzieli, co mają robić. Stanęli niczym słupy soli przed bramą patrząc się na strażników, którzy zbytnio nie przejmowali się ich obecnością. Minęło kilka chwil aż w końcu Rithior wystąpił kilka kroków na przód i ustawszy na moście zwrócił się do jednego ze strażników.

 - Chcieliśmy wejść do miasta, jesteśmy podróżnikami i wojownikami. Przybywamy z daleka. Potrzebujemy jedzenia, wody i dobrego medyka.

 - A coście tacy poharatani. Ktoś Was napadł?

 - Podróż nasza była długa i pełna niebezpieczeństw. Stoczyliśmy wiele walk i doznaliśmy sporo obrażeń. Jednak wiele Drowskich żołnierzy zginęło z naszych rąk.

 - Drowskich żołnierzy? Wybacz chłopcze, ale coś mi się nie widzi to wasze zabijanie,,Drowskich żołnierzy’’, Ale mniejsza z tym. Skąd przybywacie?

 - Z północnych krain elfów tuż za wielkim lasem.

 - Dobrze wpuszczę Was do miasta, ale musicie wiedzieć kilka rzeczy Po pierwsze miasto dzieli się na sześć głównych dzielnic: Mieszkalną, Handlową, Zamkową, Szlachecką, Biedną oraz rynek. Dzielnica mieszkalna zajmuje ponad połowę miasta. Znajdziecie tam mnóstwo domów, karczm i innych budynków, z których mieszkańcy korzystają, na co dzień. W dzielnicy handlowej możecie zakupić różne towary, które Was interesują. Jest tam dużo sklepów oraz targów, co nie znaczy, ze wszystkie. W innych dzielnicach też można spotkać sklep lub inne miejsce handlowe. Dzielnica zamkowa jest zdecydowane najmniejsza. Znajdziecie tam tylko posterunek straży, koszary gmach sądu, pośredniak, lochy oraz zamek, w którym przebywa nasz zacny król Temdor. Tam możecie szukać pracy, zanosić skargi na innych mieszkańców, lub powiadomić, króla o jakimś ważnym wydarzeniu. Do dzielnicy szlacheckiej mają wstęp tylko najbogatsi mieszkańcy miasta, straż oraz tatuowani urzędnicy. Dzielnica biedna zajęta jest przez najuboższych. Mieszka tam bardzo mało ludzi jednak straż najczęściej zostaje wzywana do te dzielnicy. Mężczyźni to istni awanturnicy. Cały czas się biją, kradną. Zawsze pijani i brudni. Nie radżę Wam tam przebywać, no chyba, że chcecie zarobić jakimś ostrym narzędziem po łbie. No i został tylko rynek. Tu mieszkańcy przesiadują najczęściej. Znajduje się tam tablica ogłoszeń, kilka sklepów, wiele pomników, wieża widokowa i scena, na której codziennie grane są darmowe przedstawienia. Dowiecie się tam wielu interesujących rzeczy, wysłuchacie wiele plotek, nowinek i wieści, które król ma do przekazania mieszkańcom. To by było tyle na temat rozkładu miasta. Teraz kilka innych rzeczy. Bramy miasta zamykane są po zachodzie słońca i żaden strażnik nie otworzy ich nikomu nawet w ważnej sprawie, no chyba, że za rozkazem króla. Gospody i karczmy czynne są całą dobę, tak, że jeśli nie macie gdzie spać za drobną opłatą można tam przenocować i dobrze zjeść. Jeśli chcecie zostać oficjalnymi obywatelami miast musicie znaleźć sobie prace lub udać się do urzędu, wpisać się do księgi, odczekać dwa tytonie, zapłacić określoną sumę do skarbca i zgłosić się do króla. Jeśli chcecie się uczyć możecie zapisać się do akademii szlacheckiej a jeżeli ktoś z Was chce zostać dobrym wojownikiem w mieście możecie zgłosić się do zakonu samurajów, gildii ninja, koszar lub do straży. To są główne szkoły walki jednak istnieje tez wiele nieoficjalnych szkółek. To chyba wszystko, co chciałem Wam powiedzieć Teraz możecie wejść.

  Kiedy strażnik skończył mówić chwycił za dużą wajchę pociągnąwszy ją odsunął się kawałek aby brama mogła swobodnie się otworzyć. Nagle kraty zaskrzypiały i zaczęły powoli podciągać się do góry. Chłopcy byli bardzo podekscytowani. Nie mogli się już doczekać wejścia do miasta. No i stało się. Przeszli powolnym krokiem przez mostek i minąwszy wielka bramę znaleźli się na głównej ulicy miasta.

  Wszędzie były tłumy ludzi i innych istot maszerujących od budynku do budynku, które rozsiane były po całej okolicy poprzecinanej bocznymi alejkami a największe z nich rozciągały się wzdłuż głównej drogi prowadzącej prosto do rynku. Najwyraźniej były do sklepy lub inne obiekty, których mieszkańcy potrzebowali najbardziej. Po bokach uliczek rosło dość sporo drzew, pod którymi ludzie mogli schronić się przed słońcem i odpocząć. Wszędzie słychać było głosy mieszkańców rozmawiających ze sobą na różne tematy, śmiechy dzieci, szczekanie psów, tupot koni i wiele innych odgłosów charakterystycznych dla miasta budzącego się do życia o poranku. Na dodatek piękne letnie słońce nadawało uroku okolicy a wszędzie unosił się zapach dobrego karczemnego piwa.

  Czwórka przyjaciół zachwycona widokiem poczęła kroczyć w głąb ulicy, aby rozejrzeć się po mieście. Mijali różne budynki, które coraz bardziej przykuwały ich uwagę. Elveron ujrzawszy napis nad drzwiami jednego z budynków Dom publiczny uśmiechnął się wrednie i sprawdził czy ma swoje pieniądze. Uwagę pozostałych przykuwały sklepy z bronią, kuźnie, karczmy i wiele innych budynków, do których musieli zawitać w najbliższym czasie. Rithior, co jakiś czas wymieniał przyjazne spojrzenie z jakimś nieznajomym przechodniem, który zwrócił uwagę na nowoprzybyłych zwłaszcza, ze byli ubrani w podarte ubrania i byli ranni. W końcu jakiś mężczyzna podszedł do chłopców zbliżających się do centrum miasta. Był wysokim, krępym człowiekiem. Ubrany był bardzo podobnie jak mężczyźni stojący przed bramą. Miał jednak trochę większą i cięższą zbroję. Cała czwórka od razu domyśliła się, ze musi być strażnikiem podobnie jak tamci jednak miał chyba jakiś wyższy stopień.

 - Witam panów. Nie widziałem Was tu wcześniej – Powiedział mocnym, donośnym głosem.

 - Może, dlatego, że dopiero przybyliśmy – Odpowiedział Sanjuro uśmiechem na ustach.

 - Domyśliłem się. Jeśli macie, choć trochę pieniędzy radżę udać się do medyka. Jest on magiem, więc jego leczenie jest szybkie i skuteczne jednak trochę kosztuje. Znajdziecie go tuż za rogiem – Wskazał palcem na jedną z bocznych alejek – Zobaczycie nie dużą drewnianą wierzyczkę, do której wejścia prowadzą schody.

 - Dziękujemy bardzo. A pieniądze na pewno się znajdą. – Wtrącił Elveron i pożegnawszy się ze strażnikiem udali się we wskazane przez niego miejsce.

  Trafili bez problemu. Budynek wyglądał tak jak opisywał mężczyzna. Chłopcy podeszli do drzwi i zastukali w duże metalowe kołatki. Rozległ się głośny huk i drzwi otworzyły się szeroko skrzypiąc przy tym dość głośno. W progu stanął staruszek. Miał długie siwe włosy trochę roztrzepane sięgające pasa i równie długą brodę. Był bardzo chudy i garbaty. Odzienie jego przypominało szatę o szarym, mocno wyblakłym kolorze. Starzec podpierał się kijem, który chronił go od upadku.

 - Proszę młodzieńcy wejdźcie! – Rzekł mężczyzna ochrypłym, lecz spokojnym głosem – Akurat nikogo nie ma

 - Dziękujemy panie. – Rzekł Rithior wchodząc do środka a za nim reszta drużyny. Drzwi zamknęły się i chłopcy znaleźli się w dość sporym pomieszczeniu. Ściany pokryte były dywanami, więc w pokoju nie było żadnych okien jednak światło dawał trzaskający w kominku ogień. Wszędzie rozłożone były papiery, fiolki, zioła. Z za ściany dobiegał dźwięk gotującej się wody. W pomieszczeniu było bardzo gorąca, więc cała czwórka zdjąwszy koszulki próbowała się ochłodzić.

  Medyk powolnym krokiem przechadzał się po pomieszczeniu cały czas zerkając na rannych przybyszy. Co kilka chwil podnosił z ziemi jakiś zwój albo fiolkę z jakimś płynem. Oceniał wzrokowo, jakie chłopcy mogą mieć obrażenia i szukał odpowiednich lekarstw, które mogą temu zaradzić. Po kilku minutach, kiedy już zebrał wszystkie potrzebne materiały odwrócił się szybko w stronę jednej ze ścian i podwinąwszy dywan zniknął nie wiadomo gdzie. Po chwili jednak każdy zorientował się, iż w ścianie umieszczone są drzwi do następnego pomieszczenia. Zaraz potem znowu medyk pojawił się w zasięgu ich wzroku. Niósł dość duży kociołek z gorącą wodą.

 - Połóżcie się tam – Wskazał ręką na koc leżący w rogu pokoju. Cała czwórka zrobiła tak jak medyk nakazał. Ułożyli się wygodnie na miękkim posłaniu i uśmiechnąwszy się do siebie czekali na reakcje starca. Mężczyzna podszedł do chłopców i machnąwszy ręką wytworzył dziwne białe światło, które w jednej sekundzie oszołomiło i uśpiło rannych.

  Medyk wiedział, co robi. Nie chciał sprawiać bólu. Kiedy chłopcu już spali uniósł rękę do góry i szepnąwszy Liwerme Saur jego dłoń pokryła niebieska aura, która rozświetliła pomieszczenie. Medyk począł powoli dotykać nieprzytomnych chłopców nucąc przy tym jakąś delficką balladę i wzdychając, co jakiś czas.

  Zabieg trwał kilka godzin. Rithior, Shtym, Sanjuro i Elveron powoli zaczęli budzić się i wstawać. Poczuli jak ich rany prawie zniknęły. Czuli się znacznie lepiej. Mogli już normalnie funkcjonować. Uśmiechnąwszy się do siedzącego na wielkim fotelu bujanym, którego wcześniej tutaj nie było medyka, Rithior wyciągnął sakiewkę i rzucił na stół kilka monet. Po chwili zrobił tak każdy z chłopców i podziękowawszy staruszkowi poczęli po kolei wychodzić na zewnątrz.,

  Słońce zmierzało już ku zachodowi, temperatura trochę się ochłodziła. Ulice nie były już tak zapełnione. Sporo ludzi jeszcze spacerowało po głównej drodze jednak nie można ich było nazwać tłumem. Co niektóre sklepy były już zamknięte, lecz Rithior wiedział, że zanim pójdą do jakiejkolwiek gospody muszą sobie kupić nowe ubrania.

  Więc zszedłszy szybko ze schodów cała czwórka wróciła z powrotem na główną ulice. Chłopcy zaczęli się rozglądać za jakimś sklepem, w którym można kupić ubrania. Spostrzegli kuźnie, łuczarza, karczmę, gospodę, szewca, stajnie, sklep z bronią białą i kilka innych budynków. W końcu zobaczyli małą skromną chatkę nad drzwiami, której widniał napis Krawiec. Chłopcy pomyśleli, że tam kupią interesujące ich rzeczy. Wiadome było jednak, iż ubrania dla czterech osób mogą trochę kosztować i nie wiadomo czy im starczy jednak dźwięk brzęczących monet w kieszeni Elverona przywrócił trochę entuzjazmu chłopcom i po krótkiej chwili znaleźli się tuż przed drzwiami domku. Wejście ledwo trzymało się w zawiasach, które okryte były rdzą jakby miały kilkaset lat. Uchyliwszy lekko drziw Rithior zajrzał do środka i po cichu wszedł. Zawiasy lekko zaskrzypiały i do środka weszła pozostała trójka. W pomieszczeniu walały się stosy materiałów, jedwabiu, wełny. Przez jedno okno z tyłu wpadały jaskrawe promienie zachodzącego słońce, dzięki, którym w pokoju nie panowała ciemność. Na środku stał nieduży okrągły stolik, lekko podziurawiony w niektórych miejscach, przy którym siedziała młoda, ładna dziewczyna o długich jasnych włosach i twarzy bardzo delikatnej. Ubrana była w czerwoną sukienkę podartą gdzie nie gdzie. Cały czas mruczała coś, ze pani ja zabije jak nie sprzeda tyle, co trzeba. Nawet nie zauważyła, gdy chłopcy weszli do środka. Była bardzo skupiona na tym, co robi. Trzymała w rękach kawałek szarego płótna i najwyraźniej szyła coś z niego.

  Rithior rozejrzawszy się po sklepie ujrzał mnóstwo różnych ubrań. Spodnii, koszul, kurtek. Wszystko, czego im było trzeba. Jednak czuł się trochę niezręcznie wiedząc, iż stoją tu już dłuższą chwile a kobieta wciąż nie zwracała na nich uwagi. Cały czas wbijała swoje piękne lodowe spojrzenie w kawałek materiału, który mocno ściskała. Postanowił dłużej nie czekać zrobił jeden głośny krok i uderzył ręką w jedną z półek jakby niechcący. Dziewczyna wyprostowała się jak oparzona i szybko odwróciła głowę w kierunku stojących klientów. Szybko rzuciła kawałek płótna i zawstydzona swoją nieuwagą stała gotowa do obsłużenia chłopców.

 - Witam panów. Chcecie kupić nową odzież, naprawić aktualną czy dręczy Was jakaś inna sprawa. – Powiedziała cichym jednak pełnym nadziei głosem. Pragnęła tylko, coś sprzedać.

 - Przyszliśmy by kupić jakieś dobre ubrania – Odparł Elveron z niechęcią. Czuł się nieswojo w towarzystwie tak mało rozgarniętej istoty.

  Cała czwórka poczęła przebierać leżące wszędzie ubrania. Wybór był bardzo duży jednak nie mogli przesadzać. Pieniądze musiały im starczyć na najbliższe kilka dni. W końcu jednak się zdecydowali. Rithior przebrał się w białą koszule z długim rękawem czarne spodnie i tego samego koloru kamizelkę typową dla elfa zawiązywaną sznurkiem. Na nogi założył czarne skórzane buty. Elveron ubrał się podobnie jak Rithior jednak nie kupił koszuli. Jego tors osłaniała tylko kamizelka, która i tak była rozpięta. Shtym nałożył na siebie czarne skórzane spodnie i szary bezrękawnik z tego samego materiału. Ta odzież idealnie podkreślała jego umięśnionej budowy ciało. Buty kupił sobie mocne i na twardych podeszwach. Ostatni chłopak ubrał się zupełnie na czarno. Założył długą rozpiętą koszule i spodnie z wilczej skóry.

  Kiedy już wszyscy byli gotowi rzucili przyjazne spojrzenie kobiecie. Ta z trudem zebrała myśli i podliczywszy cenę za wszystkie ubrania powiedziała:

 - Dwadzieścia sztuk złota się należy

  Każdy wyciągnął to, co miał jednak Elveron z wrednym uśmiechem podrzucił mieszek wypełniony po brzegi monetami i złapawszy go wysypał na blat kilka monet tak, aby akurat starczyło. Kobieta przeliczyła i zsunęła ję do małej sakiewki. Na jej twarzy zagościł wielki uśmiech i usiadłszy na krześle mocno westchnęła.

  Chłopcy powolnym krokiem opuścili budynek znowu znaleźli się na głównej ulicy. Ludzi było już dość mało a większość sklepów była pozamykana. Słońce zaraz miało zajść a drużyna nie miała gdzie spać. Shtym rozejrzał się dokładnie. Mijali wcześniej gospodę. Po chwili zauważył ją znowu. Był to duży budynek otoczony wysoką bramą. Wykonany był z czerwonej cegły i miał bardzo dużo okien. Kiedy chłopcy podeszli do drzwi powoli złapali za klamkę i weszli do środka. Kiedy znaleźli się wewnątrz budynku ujrzeli długi korytarz wzdłuż, którego co jakiś czas widać było drzwi do pokoi. Na końcu były schody na wyższe piętro. Pomieszczenie rozświetlały wiszące na ścianach zapalone świece. Tuż przy wejściu siedział wygodnie w fotelu mężczyzna. Ubrany był bardzo schludnie jak typowy szlachcic. Patrzył się obojętnie na nowoprzybyłych. Wiedział, czego mogli oczekiwać.

 - Chcemy pokój czteroosobowy – Szepnął przyjaźnie Elveron

 - Dobrze. A wiec tu macie klucz –Wręczył przyrząd chłopcu – I udajcie się do pokoju obok schodów. Zapłacicie mi jutro. Teraz nie mam głowy do rozliczania się z klientami.

  Chłopcy powolnym krokiem ruszyli w stronę pokoju. Kiedy doszli Elveron wsadził klucz w duży zamek i przekręciwszy go drzwi otworzyły się szeroko. Pokój był nieduży. Przy każdej za ścian było łóżko a na środku pomieszczenia stał stolik, na którym paliła się mała świeca. Chłopcy byli wykończeni zabiegiem u medyka wiec szybko położyli się i zgasiwszy świecę zasnęli zanim zapadł zmrok.

kowal11zodiak   
Enduro
07 stycznia 2009, 19:20
Ee tam, taka sobie. Nie potrafi przyciągnąć, nie dostrzegłem fabuły. Brakuje oryginalności. Nie czuć pięknego świata fantasy, jakiego próbowałeś tu nam pokazać. Jednym słowem, książka bez duszy

Dodaj komentarz