Kategoria

VRozdział 10


sty 11 2009 Rozdział X
Komentarze (0)

  Wiatr szalał coraz bardziej, mimo to zwierze pędziło tak szybko, że Rithior ledwo się na nim utrzymywał. Jednak po godzinnej podróży pierwsze promienie słońca przebiły się przez gęste chmury i wiatr począł cichnąć z biegiem czasu. Wtedy starzec zwolnił konia i wytarłszy rękawem pot z czoła odetchnął z ulgą. Spojrzał jeszcze raz w tył czy na pewno nikt za nimi nie jedzie i szybko popędził zwierze by te skręciło w prawo. Kiedy już zboczyli z głównej drogi stali się nie widoczni dla przejeżdżających nią handlarzy czy kupców. Można powiedzieć, ze byli już bezpieczni. Mężczyzna spojrzał na chłopca by sprawdzić czy wszystko w porządku. Rithior był blady i cały się strząsł. Ogarniał go niewyobrażalny strach i smutek. Musiał uciekać daleko od miasta w obawie o własne życie. Zostawił przyjaciół. Był zupełnie sam.

  Po kilkunastu minutach starzec dojrzał niedużą polankę porośniętą wysoką trawą, na której co jakiś czas porozrzucane były głazy i kamienie. Postanowił, iż jest to dobre miejsce na odpoczynek i wjechawszy tam szybko zeskoczył z konia. Rithior postanowił zrobić to samo. Kiedy już stał na ziemi spojrzał głęboko w oczy starca, który skrzyżowawszy ręce na klatce piersiowej oparł się o jeden z większych głazów. W głowie Rithiora były same pytania. Jeszcze przed tym zdarzeniem miał ich mnóstwo a teraz ich liczba wzrastało wielokrotnie.

  Czemu Ci jeźdźcy chcieli go zabić? Czemu starzec naraził własne życie by go uratować? To było tylko kilka z nich. Nie wiedział, od czego ma zacząć. Jednak musiał w końcu usłyszeć odpowiedzi, więc po krótkiej wymianie spojrzeń rzekł

 - Czemu... Czemu oni chcieli mnie zabić?

 - Jak to?! To Ty nic nie wiesz?

 - Niby, co?

 - Ta kobieta miała Ci wszystko wyjaśnić zanim opuścisz wioskę?

 - Jaka kobieta? Znam tylko jedną i jest nią moja matka.

 - Matka? Twoja matka zmarła przy porodzie. Byłem jej dobrym przyjacielem. Obiecałem jej, że będę Cię pilnował.

 - To nie możliwe!

 - Ta kobieta, z którą żyłeś była jakąś obcą osobą, którą znaleźliśmy. Zgodziła się pilnować Ciebie i powiedzieć Ci wszystko jak podrośniesz.

 - Co miała mi wyjaśnić?! – Głos, Rithiora zaczął drżeć i łza zakręciła mu się w oku.

 - To, kim jesteś.

 - Nie rozumiem. Przecież wiem, kim jestem!

 - Tak Ci się tylko wydaje Rithiorze...

 - Skąd pan zna moje imię?

 - Ja wszystko o tobie wiem – Uśmiechnął się – Jesteś tak podobny do matki. Ten sam charakter.

 - O co tu chodzi?

 - Twoja matka wiedziała, co robi przyjmując na siebie klątwę.

 - Jaką klątwę?

 - Posłuchaj uważnie... Lat temu kilkanaście walczyłem u boku twojej matki w wielu bitwach. Niezła z niej była wojowniczka. Nie jednego Drowa pozbawiła życia. Jednak ich spryt i podstępność doprowadziły do tego, ze zaczęli wygrywać wojnę. Zajmowali coraz większe terytoria, tworzyli coraz większą armie. Pewien wielki mędrzec powiedział jednak, ze istnieje cos, co może ich powstrzymać. Klątwa demona Arathan’a. Jest ona rzucana na ciężarną matkę, która ginie podczas porodu jednak rodzi dziecko, które ma w sobie głęboko uśpioną moc demona. Twoja matka bez wahania przyjęła na siebie to brzemię. Rzucono na nią klątwę, która powoli odbierała jej siły. Ona jednak się nie martwiła. Wiedziała, ze jej syn zmieni bieg historii. Nie wszystko jednak poszło po naszej myśli. Drowy dowiedziały się o planowanym podstępie. Atakowały naszą wioskę bez przerwy. Starali się zabić twoją matkę by nie dopuścić do twojego narodzenia. Jednak im się nie udało. Loraane urodziła syna i nazwała go Rithior. Nie minęło kilka minut i twoja matka zmarła. Wtedy król Drowów postanowił wysłać cała. Armie, aby zabić wszystkich mieszkańców wioski łącznie z tobą. Więc schowałem cię pod płaszcz i ruszyłem na północ. Drowy zgładziły naszą wioskę, ale mnie już nie dogoniły. Wiedziałem jednak, ze będą mnie szukać, więc nie mogłem narażać Ciebie. Pojechałem do pierwszej, lepszej elfickie wioski i dałem jakiejś kobiecie kilkanaście monet w zamian za to, że wychowa Cię i powie Ci o wszystkim. Ona jednak tego nie zrobiła.

 - A... A... Ale... – Rithior nie wiedział, co powiedzieć. W głowie czuł pustkę. A mężczyzna wciąż mówił.

 - Dziwnym zbiegiem okoliczności trafiłeś do miasta, w którym mieszkam od kilku lat. Na początku w ogóle nie wiedziałem, ze tu jesteś. Oświecił mnie jednak amulet, który przed śmiercią podarowała mi twoja matka. Dzięki niemu wiem, kiedy nadchodzi niebezpieczeństwo, kiedy czuję ogromną moc czy kiedy nic mi nie grozi. Ostatniej nocy zbudziło mnie jaskrawe światło bijące od kryształu. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Wtedy poczułem ogromną moc. Moc, która przebudziła się w tobie. Byłem pewien, ze amulet się myli. Moc demona można było przebudzić po osiągnięciu dojrzałości. Tobie jednak udało się to wcześniej. Nie mogłem zwlekać. Wiedziałem, ze Drowy dopadną Cię i zabiją. Na szczęście udało nam się zbiec.

 - Jak to, że niby ja mam w sobie demona? – Wykrztusił Rithior

 - Tak masz. Jednak nieumiejętne lub nieświadome korzystanie z jego mocy może doprowadzić do przejęcia przez Arathan’a ciała lub do śmierci. Powiedz mi chłopcze czy nie czułeś czegoś dziwnego. Jakby nagłego przypływu mocy?

 - Tak mi się wydaje. Miałem wrażenie jakby zmysły się wyostrzyły, a siła i szybkość nagle wzrosły.

 - Na szczęście uwolniłeś tylko mała część mocy demona. Gdybyś uwolnił całe jej rezerwy zapewne już byś nie żył.

 - Jak to?

 - No to powiedz mi, co się stało, kiedy moc wygasła?

 - Szybko zemdlałem, a moi przyjaciele mówili mi, że miałem drgawki i plułem krwią.

 - Właśnie o tym mówię.

 - To, po co mi ta moc skoro nie mogę jej używać?

 - Możesz, jednak musisz przejść odpowiedni trening. Właśnie po to tu jestem.

 - Będziesz mnie szkolił?

 - Szkolił to mało powiedziane. Po treningu zabiorę Cię na chrzest mędrców ognia, dzięki któremu twój spokój i opanowanie pozwoli Ci oswoić demona. Kiedy już nauczysz się go kontrolować udamy się do głównego królestwa elfów gdzie u twojego boku stanie armia, którą poprowadzisz do zwycięstwa.

 - Ja mam poprowadzić armie?

 - Wiem, to wydaje się przerażające, ale po treningu uznasz, co innego. Teraz jednak nie ma czasu. Musimy ruszać dalej. Ten las na szczęście jest bezpieczny, więc żaden potwór nas nie napadnie. Potem jednak nie będzie tak łatwo.

 - To znaczy?

 - Trening rozpoczniemy jak już wyjedziemy z lasu. Tam można spotkać różne bestie, więc trzeba mieć się na baczności. Musimy jednak szybko puścić to miejsce, gdyż Drowy mogą ruszyć za nami w pościg. Więc skazuj na konia. Ruszamy na południe. - Rithior wypełnił polecenie mężczyzny. Szybko wsiadł na grzbiet zwierzęcia podobnie jak starzec, którego imię do tej pory nie było znane.

 - Mam jeszcze tylko jedno pytanie. – Rzekł Rithior

 - Słucham.

 - Jak cię zwą?

 - Nazywam się Thakan mój drogi chłopcze – Mówiąc to popędził konia, który ruszył szybko w dalszą drogę.

kowal11zodiak