Komentarze (0)
Tym czasem w Drowskiej Twierdzy Koram stała się rzecz dziwna. W jednej z ogromnych sal, której ściany spowite były gęstym pnączem stał kamienny tron, którego boków kapał czarny smar. Siedział na nim Mroczny elf o biały włosach spuszczonych luźno na ramiona. Skóra jego była dość ciemna a oczy szafirowe. Ubrany był w czarną długą szatę, na której widniały dziwne szare znaki i rysunki. Widać było jakiś niepokój w jego oczach. Brwi miał lekko uniesione a jego zimne spojrzenie wbite było w jeden punkt. Ręce drżały mu nerwowo podobnie jak usta.
Nagle do Sali wbiegł drugi mężczyzna trzaskając głośno drzwiami. Ubrany był w czarną zbroję, która jak widać było nie obciążała go w ogóle, ani nie krępowała jego ruchów. Kolczuga jego była paskowa bez naramienników, a spodnie mocno utwardzone, ale skórzane. Na to narzucony miał czarny płaszcz z kapturem, z, pod którego wystawały kosmyki gęstych czarnych włosów.
- Wzywałeś mnie Panie? – Spytał cichym, lecz niespokojnym głosem.
- Tak! – Odpowiedział siedzący na tronie Władca.
- Czy coś się stało?
- Przebudził się demon.
- Że co?!
- Demon Arathan przebudził się w ciele tego gówniarza!
- Przecież nie skończył jeszcze osiemnastu lat!
- Myślisz, że jestem głupi?!
- Nie! Wybacz Panie! Ale teraz mamy mało czasu. Mieliśmy znaleźć go i zabić zanim przebudzi w sobie demona.
- Przecież Wiem!
- No i co teraz?!
- Musimy zabić go zanim nauczy się korzystać z jego mocy.
- A co jeśli nam się nie uda?
- Wtedy ten gnojek stanie się bardzo potężny.
- A Więc co mamy robić?
- Nie możemy dopuścic, aby demon oddał mu moc. Ona miała być dla mnie. Wtedy już dawno wojna by się skończyła!
- Tylko jak mamy to zrobić?
- Dlatego właśnie Cię tu wezwałem. Dzieciak jest gdzieś na północy. W ludzkiej krainie, jednak przy samej granicy. Musisz tam wyruszyć i zabić tego gówniarza. Trupa masz przyprowadzić do mnie, a wtedy ja przejmę jego moc. Musisz się jednak śpieszyć, bo jak nauczy się korzystać z mocy demona to zapewne zginiesz!
- Wątpisz w moje zdolności Panie. – Mężczyzna uśmiechnął się wrednie i ściągnął kaptur z głowy. Miał czarne włosy do ramion zakrywające jego prawe oko. Był bardzo blady a przez sam środek jego twarzy przechodziła bardzo widoczna blizna.
Mężczyzna odwrócił się na pięcie i poprawiwszy niesforny kosmyk włosów ręką okrytą czarną, skórzaną rękawicą ruszył w stronę drzwi. Krok jego był spokojny i pewny, a spojrzenie dumne. Przed samym wyjściem skręcił lekko w prawo. Doszedłszy do jednej ze ścian rozchylił pnącza i odsłoniło się przed nim nieduże okno umieszczone w mocnej ceglanej ścianie. Drow posłał wredny uśmiech władcy i schyliwszy się wyskoczył przez nie.