Archiwum 10 stycznia 2009


sty 10 2009 Rozdział IX
Komentarze (0)

  Noc była wyjątkowo niespokojna. Zachowanie Rithiora było na tyle dziwne, że pozostała trójka nie zmrużyła oka. Chłopka dostawał drgawek, stękał a czasami nawet kaszlał krwią. Cały czas się pocił i miał otwarte oczy po mimo tego, iż spał. Nikt nie wiedział, co się dzieje. A noc dłużyła się i poranka nie było widać. Chłopcy przerażeni zachowaniem przyjaciela siedzieli koło jego łóżka i wyczekiwali aż chłopak uspokoi się trochę. Jednak tak się nie stało do samego rana.

  W pewnym momencie Shtym ujrzał, że przez krawędzie kotary zasłaniającej małe okno przebija się jakieś światło. Szybko zerwał ją i ujrzał gęste, szare chmury zasłaniające piękne, letnie niebo. Zdziwiony wychylił się przez okno, aby zobaczyć okolicę. Nie było widać nawet jednego słonecznego promienia, których przez ostatnie kilka dni było pod dostatkiem. Jeszcze wczoraj na niebie pojawiały się tylko smukłe różowe łuny niezapowiadające żadnych opadów, a po jednej nocy wszystko tak gwałtownie się zmieniło.

  Mijały kolejne godziny a Rithior wciąż leżał, jednak drgawki ustawały i krew już nie leciała mu z ust. Wreszcie koło południa odzyskał świadomość. Chwycił mocno za krawędzie łóżka i bez słowa przekręcił głowę w kierunku siedzących koło niego towarzyszy. Ci ujrzawszy to odetchnęli z ulgą. Rithior starał się… coś powiedzieć, ale nie pozwalała mu na to zadyszka. Oddychał tak szybko jakby biegł przez kilka godzin. A przecier był nie przytomny.

 - Chłopie, co myśmy z tobą przeżyli! – Powiedział Elveron i poklepawszy leżącego po ramieniu uśmiechnął się.

 - Nieźle nas wystraszyłeś – Dodał Shtym

 - Co się stało? – Spytał cichym głosem Rithior, gdy tylko zadyszka ustała.

 - To my Cię powinniśmy o to spytać. Obudził nas głośny hałas. Wyszliśmy na dwór i zobaczyliśmy Ciebie leżącego wśród tłumu ludzi i stosu rannych. Przyprowadziliśmy Cię tu a Ty nie dałeś nam zasnąć przez cała noc. Miałeś dziwne drgawki, stękałeś a nawet plułeś krwią. – Wyjaśnił Sanjuro z lekkim oburzeniem w głosie.

 - Miałem zły sen – Rzucił obojętnie leżący chłopak.

 - Zły sen?! To nazywasz złym snem? Musiał być naprawdę zły skoro wyglądasz jak jakiś demon. – Oznajmił Elveron

 - Musze się przejść. Zostańcie tu! – Mówiąc te słowa wstał z łóżka i chwiejnym krokiem ruszył w stronę drzwi.

 - Czekaj! – Wrzasnął Elveron próbując złapać Rithiora. Jednak ten nie posłuchawszy się przyjaciela zniknął za drzwiami pokoju. Przeszedł przez długi korytarz depcząc po skrzypiących deskach i kiedy znalazł się już przy wyjściu popchnął je lekko ręką i opuścił gospodę.

  Ulice miasta były prawie puste. Nie wiedzieć by, czemu ludzie nie wychodzili dziś na dwór. Może, dlatego, że zimny i porywisty wiatr hulał między domkami uginając drzewa i trzaskając niedomkniętymi drzwiami.

  Rithior zrobiwszy kilka kroków ujrzał pamiętną karczmę. W tedy sobie wszystko przypomniał. Pamiętał już jak biegł po straż, która potem spuściła łomot pijakom. Pamiętał martwych mieszkańców, których chciał uratować. Jednak te wspomnienia odstawił teraz na drugi plan. Najbardziej zapadło mu w pamięć dziwne wydarzenie, którego doświadczył. Może mu się tylko zdawało, ale jego moc znacznie wzrosła. Zmysły się wyostrzyły a on stał się silniejszy i szybszy.

  Ta sprawa dręczyła go bardzo, a jeszcze bardziej to, ze nie wiedział gdzie szukać odpowiedzi na swoje pytania. Jednak nie mógł tego tak zostawić. Musiał coś z tym zrobić. Takie wydarzenie nie są codziennością, a przynajmniej nie u niego. Nagle usłyszał coś za sobą. Jakby chód, który szybko przerodził się w bieg. Rithior zatrzymał się szybko, lecz bał się obrócić. Jednak, kiedy kroki zbliżały się, a robiły to dość szybko chłopak obrócił gwałtownie głowę.

  Ujrzał biegnącego w jego stronę starszego mężczyznę,. Miał średnie posiwiałe włosy i tego samego koloru gęstą, lecz nie za długą brodę. Na twarzy widać było kilka zmarszczek, które skutecznie maskowały duże brwi. Ubrany był w siwą koszulę nakrytą szarą tuniką bez rękawów przeplecioną sznurkiem przewieszonym przez ramie mężczyzny. Spodnie miał czarne podobnie jak wysokie buty. U pasa wisiał, krótki miecz schowany w bogato ozdobionej pochwie.

  Rithior zdziwił się, gdy ujrzał starca ledwo biegnącego w jego stronę. Szybko obrócił w jego stronę całe ciało i stanął w gotowości. Nie wiedział, czego się może spodziewać. Na twarzy starca było widac przerażenie, ale jednocześnie ulgę. Rithior popadał w coraz większe zdziwienie a kompletne zaskoczenie spowodowały słowa mężczyzny

 - Musisz uciekać! Szybko! – Wrzasnął grubym głosem starzec.

  Rithior uniósł lekko brwi nie wiedząc, co powiedzieć. Biegnie do niego obcy mężczyzna i każde mu uciekać przed kimś, kogo nigdzie nie było widać. A mężczyzna zbliżał się coraz bardziej. Rithior zrobił odruchowo kilka kroków w tył jednak cały czas patrzył w oczy starca. Kiedy ten był już blisko Rithior począł cofać się gwałtownie jednak mężczyzna okazał się szybszy niż myślał. Chwycił mocno chłopca i zaczął ciągnąć go w stronę otwartych drzwi karczmy. Rithior szarpał się mocno jednak starzec okazał się silniejszy. Szybko wbiegli do przybytku i rzuciwszy Rithiora na podłogę sam runął bezwładnie za nim zatykając mu usta.

  Rithior aż trząsł się strachu. Nie znał zamiarów mężczyzny. Kiedy nagle usłyszał jakby tupot koni. Dźwięk stawał się coraz silniejszy. I nagle ucichł tuż koło karczmy. Konie zaczęły rżeć a siedzące na nich istoty mocno sapać. Wtedy odezwał się głos.

 - Właściciel gospody powiedział mi, ze przed kilkoma minutami opuścił budynek. Musi być gdzieś niedaleko. Macie go znaleźć i zabić. Jazda! – Wrzasnął poczym konie znowu ruszyły z miejsca. Został tylko jeden. Stał przed karczmą i głośno wciągał powietrze wielkimi nozdrzami rżąc, co jakiś czas.

  Rithior domyślił się, ze nieznajomi szukają jego. Przerażony leżał z zatkanymi ustami. Cały czas się trząsł. Bał się jak nigdy. Nie wiedział, czemu Ci jeźdźcy chcą go zabić. Wtedy obrócił głowę w kierunku leżącego za nim starca. Jego oddech był cichy i spokojny a spojrzenie zamyślone.

 - Na mój znak szybko pobiegniesz główną ulicą! Miniesz kilka budynków i skręcisz w wąska ścieżkę po prawej stronie! Wśród kilku kamiennych domów znajdziesz jeden drewniany. To jest moje mieszkanie. Masz tam wejść i schować się pod łóżkiem! Jasne?! – Powiedział bardzo cichym głosem starzec. Rithior tylko kiwnął głową na znak zgody. Wtedy starzec puścił go i wstawszy powoli chwycił leżący na ziemi kawałek drewna. Podszedł na czworaka do okna po drugiej stronie i wyrzucił przez nie ów przedmiot. Ten poszybował nad najbliższym domkiem i upadł na jakaś z bocznym alejek wydając głośny dźwięk.

  Istota siedząca na koniu usłyszawszy to ruszyła w stronę uliczki, której dobiegł hałas. Kiedy tylko zjechała z głównej drogi starzec szepnął

 - Teraz! – Rithior szybko podniósł się z ziemi i szybkim krokiem wyszedł z karczmy. Posłał ostatnie spojrzenie mężczyźnie i zaczął biec szybko w kierunku wskazanym przez starca. Nie patrzył za siebie. Chciał jak najszybciej dobiec do drewnianej chaty. Chodziło teraz o jego życie. Po kilku sekundach ujrzał wąską dróżkę i skręciwszy w nią szybko zobaczył dom starca. Wtedy usłyszał tupot konia jadącego z powrotem po głównej ulicy. Miał jakieś dwie sekundy. Jednak udało się chłopak zdążył wbiec i zamknąć drzwi zanim został zauważony.

  W domu panował półmrok. Jedyne światło dawały nieduże dziury w dachu, który ledwo trzymał się na czterech ścianach, o które opierało się mnóstwo regałów księgami. W śród wielu półek i szaf Rithior ujrzał łóżko, o którym mówił mężczyzna. Nie patrząc pod nogi przebiegł przez chmurę kurzu, która unosiła się w pomieszczeniu i wskoczył pod posłanie. Kiedy tylko upadł na miękki dywan chwycił mocno za koc lezący na łóżku i opuścił go po krawędzi tak by nie było go widać.

  Minęło kilka chwil i do mieszkanie wbiegł starzec. Szybko zamknął drzwi na drewniane sztaby, które umieści w żelaznych uchwytach. Zakończywszy zabezpieczanie domu szybko ściągnął koc z łóżka i ujrzawszy Rithiora odetchnął z ulgą.

 - Mamy tylko kilka chwil. Szybko zbieraj się! – Powiedział pośpieszając Rithiora, aby ten wyszedł z pod łóżka. Chłopak wykonywał polecenie mężczyzny.

 - Ale... - Zaczął mówić Rithior.

 - Nie zadawaj pytań! Wszystko wyjaśnię Ci jak będziemy już bezpieczni. - Przerwał starzec poczym podniósł mały dywan leżący pod łóżkiem. Rithior ujrzał, ze w podłodze jest nieduża klapa, która świetnie zlewa się z posadzką. Starzec chwycił za końce desek i podwadzając klapę szybko ją otworzył. Wskazał Rithiorowi, aby ten wskoczył do środka a kiedy już to zrobił mężczyzna złapał za dywan i zanurzywszy się po pas w dziurze szybko zasłonił siebie i klapę poczym zeskakując na dół zamknął ją.

  Oboje spadli w jakiś dół, w którym nic nie było widać. Nie dawał nic nawet Elfi wzrok Rithiora. Nagle mężczyzna powiedział:

 - Erindel – I ręka jego poczęła razić w oczy jaskrawym światłem. Teraz wszystko było widać wyraźnie. Osłonił się przed nimi długi, wąski tunel. Rithior ruszył pierwszy, gdyż mężczyzna wskazał mu ręką drogę.

  Szli tak kilkanaście minut aż wreszcie wyrosła przed nimi ściana z mocno ubitej ziemi, z której odstawały kamienie. Mężczyzna począł wspinać się szybko bez słowa. Rithior wiedział, ze musi zrobić to samo, więc ruszył w górę za nieznajomym. Nagle starzec jedną rękę wyciągnął ku górze i w jego dłoni pojawił się mały niebieski pocisk, który wystrzeliwszy rozsadził stertę liści i ziemi zasłaniającą wyjście z tunelu.

  Kiedy tylko wyszli Rithior spostrzegł, że znajdują się kilka metrów od zewnętrznej strony muru a przed nimi widnieje droga, która po chwili znika w ciemnej gęstwinie lasu. Do jednego z drzew przywiązany był duży siwy koń a pięknych czarnych oczach. Zachowywał się bardzo cicho jak by wiedział, o co chodzi. Mężczyzna szybko podbiegł do zmierzenia wskoczył na nie i kazał Rithiorowi zrobić to samo. Kiedy już chłopak wdrapał się na konia ten ruszył i po chwili zniknął gdzieś między drzewami.

 

 

kowal11zodiak